czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział VI

"10 Artefaktów"


Biel... taka jaskrawa i oślepiająca... 
Pośród niej znajdowałam się Ja, taka niewinna i nic niewiedząca...
Przemierzałam mleczną drogę mijając swoiste obrazy,
kim jest ten chłopiec, a kim ta dziewczyna...?
O już wiem! To moja rodzina!
Co Ja tu robię?
 Czemu tu idę?
 Czyżbym zapomniała już całą rodzinę?
O nie, to przecież niemożliwe,
ponieważ ją kocham i bez niej zginę!



       Niczym budząc się ze snu otworzyłam powieki patrząc na blokującego mój atak wujka Sasuke. W powietrzu unosiło się wysokie napięcie, które jeszcze bardziej mnie dezorientowało. Pierwsze pytanie jakie przychodziło mi do głowy to "co ja tu robię?". Powoli rozejrzałam się po okolicy dostrzegając srebrnowłosego, o jasnej karnacji dobrze zbudowanego mężczyznę o czerwonych naturalnych oczach. Z jakiegoś powodu patrzył w stronę wujka z triumfem w oczach, którego nie mogłam zrozumieć. Kiedy miałam już coś powiedzieć poczułam mocniejsze naparcie broni ze strony posiadacza sharingana, który już po chwili sprawił, że moja broń pod naciskiem jego katany powędrowała do góry pozostawiając moją postać bezbronną. W przeciągu paru sekund w jego dłoni pojawiła się błyszcząca, niebieska kula otulona tego samego koloru energią szalejącą wokół niej "chidori" pomyślałam patrząc uważnie na pędzącego wuja. Czerwono-oki  przyglądał się uważnie, kiedy nagle ku swojemu zdziwieniu usłyszał mój głos pozbawiony jego kontroli:
  - Czek...! - uniknęłam z ledwością cios odskakując bez zastanowienia na dalszą odległość uderzając ramieniem w drzewo stojące tuż obok srebrnowłosego. Na moje nieszczęście uderzenie było na tyle mocne, że rozcięło i uszkodziło moje ramie do tego stopnia, iż nie byłam wstanie nim dobrze poruszać. - Mówiłam żebyś zaczekał! Dlaczego mnie atakujesz!? - wstając krzyczałam sycząc z bólu trzymając się za ramie, z którego ciekła krew. Za nim mój wuj zdążył cokolwiek odpowiedzieć poczułam chłodny metal przyłożony do mojej szyi przez mężczyznę stojącego już za mną. Czułam jego oddech na swoim uchu, który drażnił moją skórę do tego stopnia, że pojawiła się na całym moim ciele gęsia skórka. 
 - Ani drgnij... - wyszeptał mi do ucha patrząc uważnie na swojego przeciwnika. 
 - Aria! - krzyknął zaniepokojony, kiedy mężczyzna za mną ironicznie się zaśmiał.
 - Radzę Ci się nie ruszać. Chyba, że chcesz aby twojej krewnej stała się krzywda.
 - Ty skurwielu! Jak jej choć włos spadnie z głowy to zabije! - Jeszcze nigdy nie widziałam tak poważnego wujka. W jego oczach była furia, a jego aura emanowała czystą nienawiścią z jaką jeszcze nigdy, jak dotąd nie było dane mi się spotkać. Ta złowroga aura przyprawiała mnie o mdłości, wręcz sprawiała że powietrze wokół nas robiło się zbyt ciężkie. Nagle ni stąd ni zowąd z krzaków wyskoczył mój ojciec z zaskoczenia pozbawiając broni mojego wroga, który w rezultacie odskoczył pozostawiając mnie na miejscu. 
 - Nic Ci nie jest? - zapytał, kiedy jego brat korzystając z okazji zaatakował, jak na pierwszy rzut oka bezbronnego mężczyznę, który w chwili jego ataku, kiedy dzieliły ich zaledwie centymetry wykonał w bardzo szybkim tempie kilka pieczęci, a w wokół jego dłoni w mgnieniu oka pojawiło się kilkanaście lodowych ostrzy, które poraniły wujka na całym ciele rozcinając w wielu miejscach jego ubranie . Słysząc głośnie stęknięcie bólu z obydwu gardeł ojciec natychmiast się odwrócił w ich stronę podobnie jak ja. To co zobaczyłam przeraziło mnie nie na żarty. Obaj mężczyźni byli dość mocno zranieni, by nie móc kontynuować walki, a przynajmniej tak mi się wydawało. Szybko podbiegliśmy do rannych, kiedy usłyszeliśmy:
 - Uważajcie... - wysyczał, kiedy postać srebrnowłosego przemieniła się w najzwyklejszy lód. Właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie jaka jestem nieuważna. jak mogłam nie zauważyć podmiany? W każdym bądź razie chwila naszej nieuwagi wystarczyła by szala zwycięstwa przeciągnęła się na stronę wroga. Gdyż to w tym momencie brzuch mojego ojca został przebity na wylot ostrzem lodu znajdującego się w rękach Hiyo Ryuuki'ego. Nigdy nie zapomnę tego straszliwego widoku krwi cieknącej z rany mojego ojca, jak i z jego zawsze śmiejących się do mnie ust. W tym momencie sama poczułam ogrom nienawiści, cała ta sytuacja podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody wylanej na głowę. Czym prędzej ruszyłam na wroga pożyczając wcześniej leżącą obok wujka jego katanę. Ten bacznie obserwując moje ruchy szybko odskoczył od taty tworząc kolejny lodowy twór przy użyciu jednego z swoich jutsu, którym był lodowy miecz z którego pomocą bronił się przed moimi atakami. Już po chwili kontratakował moje ataki z pełną precyzją, a ja podobnie jak On wcześniej z trudnością ich unikałam. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że muszę się pośpieszyć jeżeli chce uratować mojego ojca i wuja, ale to wcale nie było takie proste, jak mogło się z pozorów wydawać. Ten człowiek był naprawdę silny i posiadał niezwykły wrodzony talent, podobnie jak moja rodzina. Jednak nasze wrodzone talenty są oparte na zmyśle wzroku, natomiast jego pozwalał mu na tworzenie wyjątkowych jutsu z lodu, który było bardzo trudno zniszczyć, a co dopiero stopić. Próbowałam już w zasadzie wszystkiego... Tai-jutsu, nin-jutsu ognia i wody na nic się nie zdawały, a medyczne techniki których nauczyła mnie moja matka raczej też na nic się tu nie zdadzą. Co mam robić? Zadawałam sobie to pytanie unikając kolejnych ataków, kiedy przyszła mi na myśl jeszcze jedna rzecz. Szybko oceniłam sytuacje sprawdzając odległość między nami, a rannymi. Kiedy tylko upewniłam się, że oddaliliśmy się od nich na więcej niż zaledwie parę metrów skupiłam cała pozostałą mi chakrę w dłoniach. Jeśli chodzi o treningi to moja mama jest takim samym diabłem, jak jej mentorka pani Tsunade. Może nie opanowałam tego w pełni, ale zawsze warto spróbować! Wykrzyczałam w myślach uderzając najmocniej jak potrafię w ziemie, która już po chwili na wielką skalę załamała się tworząc dość spory krater sięgający paru metrów. Przez chwilę kłęby dymu unoszące się w powietrzu skutecznie uniemożliwiały mi jakąkolwiek widoczność. Zastanawiałam się czy mój atak dosięgnął tego gnoja, jednak nie mogłam wyczuć jego chakry. czyżby go zbyt mocno przysypało? Szłam powoli przed siebie po zniszczonej ziemi, kiedy poczułam ogromy ból przy karku. Światło, które jasno świeciło na niebie powoli gasło w mych oczach... Przegrałam? Zadałam sobie pytanie, kiedy przed zgaśnięciem ostatniego promyka słońca z oczu wyleciało parę pełnych smutku i hańby łez. 

      Kurz opadał, a po tej walce nie było śladu ani po dziewczynie, ani po chłopaku. Obaj ledwo żywi mężczyźni przeklinali się w myślach, że dali się wykiwać jakiemuś podrzędnemu szczeniakowi, który w dodatku zabrał im Arie. Nie mogli sobie wybaczyć, że nie mogli ochronić jednego z członków ich rodziny, a tym bardziej tego, że zginą w tak tandetnych okolicznościach. Niegdyś dwaj legendarni bracia Uchiha, postrach wśród ludzi pokonani przez dzieciaka. To było dla nich nie tylko żałosne, ale i naprawdę warte śmiechu i pożałowania. Kiedy już ocierali się dłońmi o śmierć ku swojemu zdziwieniu usłyszeli znajomy, melodyjny kobiecy głos:
 - Kto by pomyślał, że tak skończycie... Itachi ty idioto... Sasuke ty baranie... 
 - Sakura...? - zapytał niepewnie Itachi wpatrując się podobnie jak jego brat w różowo-włosom kobietę siedzącą na potężnym, srebrzystym wilku, którego spotkał, kiedy Sakura po raz pierwszy "dała nogę" z Akatsuki paręnaście lat temu. Już po chwili kobieta zeszła z wilka sprawiając, że ona zniknął, a na jego miejsce przyzwała leczącą istotę Katsuyu z którą podpisała pakt jeszcze będąc uczennicą Tsunade.
 - Katsuyu proszę pomóż mi ich wyleczyć. 
 - Tak jest! - wykrzyczała szybko wykonując polecenie. 
Jakieś paręnaście minut później żadne niebezpieczeństwo nie zagrażało ich życiu. Jednak obaj musieli porządnie wypocząć z powodu utraty dużej ilości krwi. 
 - Skąd się tu wzięłaś? - usłyszała pytanie z ust swojego męża, który teraz siedział oparty o drzewo znajdujące się zaraz przy kobiecie. 
 - Czy to nie oczywiste? Nie mogłam zostać i tylko się przyglądać, ponieważ oboje jesteśmy jej rodzicami. - uśmiechnęła się patrząc mimowolnie na wcześniejsze pole bitwy jej córki. - Widzę, że wiele się tu działo... - dodała po chwili jeszcze przez chwile obserwując okolicę. 
 - Można tak powiedzieć. - dodał Sasuke wpatrując się w różowo-włosom. 
 - A Ty w ogóle, jak się tu znalazłeś? Czy nie powinieneś być teraz w Konoha ze swoją żoną i dzieckiem?
 - Może i powinienem, ale Hokage wysłał mnie na misje i właśnie teraz z niej wracałem, kiedy jakiś czas temu spotkałem Arie. Najwyraźniej jej wspomnienia zostały wymazane, ponieważ z początku mnie nie rozpoznawała. Dopiero jakoś w połowie walki zaczęła kojarzyć co i jak. 
 - Kim był ten człowiek? - zapytała zniecierpliwiona zaciskając pieść w wściekłością w oczach. 
 - Nie wiem. Jednak jestem jednego pewien... Ten gość był podobny do Haku, którego spotkaliśmy jakieś dwadzieścia-parę lat temu podczas pierwszej poważnej misji jako drużyna siódma w krainie fal, pamiętasz? - zapytał wstając z trawy na której wcześniej leżał.
 - Pamiętam, ale kiedy to było... W każdym bądź razie na jakiej podstawie sądzisz, że są podobni?
 - Ich kekkei-genkai było dokładnie takie same, a jednak trochę się różniło choćby wytrzymałością.Ten lód stworzony przez tego chłopaka był praktycznie prawie niezniszczalny. Zauważyłem to obserwując walkę Arii. Wszyscy dobrze wiemy, że wasza córka nie jest jakąś byle jaką kunoichi, więc dlaczego nie potrafiła sobie dać rady z takim przeciwnikiem? Jej umiejętności są wystarczające by dostać się do jednego z lepszych oddziałów anbu, więc pytam dlaczego? 
 - Rzeczywiście coś tu nie gra... - stwierdził Itachi - Aria nie należy do takich co łatwo dają za wygraną, a już na pewno nie pozwoliłaby się porwać bez walki.  
 - A co jeśli ten chłopak dysponuje asami wyciągniętymi z rękawa? - wtrąciła Sakura - Po za Bijuu istnieją artefakty, które mogą być tak samo niebezpieczne dla ludzi jak same Bijuu. Jeden z nich z kategorią "S" został nam skradziony. Jednakże z raportów specjalnych oddziałów naszej wioski wynika, że w innych mniejszych wioskach, w ostatnim czasie poznikały inne święte artefakty z różnymi kategoriami. Co prawda nie sięgają one wyżej niż kategoria "C", ale razem połączone mogą naprawdę wzmocnić człowieka i być dość niebezpieczne. 
 - Ile dokładnie zniknęło tych artefaktów? - zastanawiał się młodszy z braci słuchając odpowiedzi swojej bratowej, która mimo tak krytycznej sytuacji wydaje się zachowywać spokój.   
 - 7 kategorii "D", 2 kategorii "C" i jeden z naszej wioski, z najgorszą kategorią "S". Łącznie 10 świętych artefaktów. Większość po za "S" służą do wzmocnienia ciała, jutsu i pojemności chakry. 
 - W takim razie mamy rozwiązanie. - odpowiedział cicho mrucząc coś pod nosem. Sam w rzeczywistości zastanawiał się co by zrobił gdyby jego córka zastała porwana przez jakiegoś dziwnego kolesia. Czy byłby wstanie zachować spokój jak Sakura i Itachi? Czy raczej starał by się zabić jak najszybciej wroga, by tylko ją odzyskać? Bardziej prawdopodobna wydaje mu się tak pierwsza opcja. Już za porwanie swojej bratanicy jest w stanie zabić, a co dopiero za porwanie swojej córki. Wbrew pozorom bardzo troszczy się o swoją żonę i dziecko, dla nich jest wstanie zrobić wszystko, choć wybrał na swoją żonę Yuko tylko dlatego, że nie mógł dosięgnąć już Sakury... Kiedyś wydawała się mu ona irytująca i niezbyt atrakcyjna, ale kiedy dołączył do Akatsuki, dostrzegł w niej coś czego wcześniej nie widział, jednak już wtedy było za późno by cokolwiek między nimi zmienić. Sakura zaczęła zakochiwać się w jego starszym bracie, a on choć miał tyle okazji nie wyznał swoich uczuć ze względu na Itachi'ego, który w przeszłości tak wiele wycierpiał. Chociaż też w pewnym stopniu bał się odrzucenia za wyrządzone wcześniej jej krzywdy.
 - Sasuke? - usłyszał melodyjny głos wyrywający go z zamyśleń. - Wyruszamy , pośpiesz się i wsiadaj na Kirę  - wskazała na białego wilka, który z niecierpliwością na niego czekał obok dwóch innych, na których już siedzieli pozostali jego kompani. 
 - Gdzie wyruszamy? - zapytał dosiadając wilka. 
 - Jej... co z tobą się dzieje, aż tak Ci ten gówniarz wkopał? Na drugi raz nas słuchaj, zmierzamy do Konohy. - powiedziała z irytacją, kiedy wilki przyśpieszały kroku. - Musicie wypocząć, a najbliższa znana nam i bezpieczna wioska to Konoha, po za tym dawno tam nie byłam tak samo jak Itachi, więc nie zaszkodzi jej odwiedzić. 
 - Ile to już czasu upłynęło od waszej ostatniej wizyty? - zapytał coraz mocniej trzymając się wilka, który jeszcze bardziej przyspieszał. 
 - W zasadzie Ja nie byłam w Konoha od czasu narodzin Arii, a raczej od naszego ślubu. Jedynie moja matka jeździła na spotkania z Hokage ze Shimą i Itachi'm, bo ja byłam zajęta wychowywaniem dzieci. 
 - To naprawdę sporo czasu. - stwierdził uświadamiając sobie, że jeszcze nigdy Sakura nie była u niego w domu. Zawsze w odwiedziny do Wioski Ukrytego Księżyca przychodził sam, a o swojej rodzinie opowiadał jej pokazując fotografie. Jedynie Itachi od czasu do czasu przybywał w odwiedziny, ale najwyraźniej za wiele nie opowiadał Sakurze, bo nie wydaje się wiedzieć co się dzieje u jej starych przyjaciół. Może to i lepiej? W końcu lepiej samemu się przekonać co się tam zmieniło. 


W następnym rozdziale:
"Powrót do domu, zadziwiające zmiany"

Mam nadzieję, że notka w miarę się podobała, ponieważ naprawdę się nad nią namęczyłam.
 Ku mojemu zdziwieniu ostatnio mam sporo weny, więc piszę sporo różnych rozdziałów do różnych moich opowiadań, ale póki co tylko w zeszycie.
Być może niedługo wstawię kolejną notkę, która już w zasadzie kończę w zeszycie, więc oczekujcie nowego rozdziału niebawem.
Z pozdrowieniami dla czytelników:


Do tej notki załączam również zdjęcie Sasuke i jego żony Yuko, gdy niedługo po swoim ślubie, razem trenowali (byli wtedy o wiele młodsi, gdyż zawarli swój związek małżeński tylko dwa lata później niż Sakura i Itachi. Od tamtej pory Sasuke na dobre powrócił do swojej rodzinnej wioski zostając oficjalnie głową rodziny Uchiha, zatwierdzoną przez samego Hokage i Lorda Feudalnego Kraju Ognia):





środa, 5 lutego 2014

Rozdział V

"Legenda Trzech Potężnych Klanów"

 

Od użycia mocy Drzewa Życia na Arii minęły trzy dni. Prze ten czas dziewczyna spała spokojnie pod jego kwiatami, które dumnie bujały się na lekkim wietrze. Pani tych ziem - Kaguya Ootsutsuki w tym czasie zajmowała się swoimi obowiązkami, natomiast jej syn Hagoromo czuwał całymi dniami przy śpiącej dziewczynie, która w swej sennej podróży błądziła w przeszłości szukając własnych wspomnień. 

Tak mijały kolejne dni...
Dziewczyna spała i spała niczym zaklęta w śnie, kiedy to w 15 dniu, gdy słońce wschodziło ku górze jej podróż dobiegła końca. Powoli otworzyła swoje powieki patrząc na czarnowłosego mężczyznę, który oparty o pień drzewa spał tuż obok niej niczym jej strażnik. Widząc to jej usta mimowolnie wywinęły się w ciepłym, przyjaznym uśmiechu, którego jak dotąd jeszcze nikt u niej nie widział. Powoli podniosła się w górę do pozycji siedzącej rozglądając się po otoczeniu, kiedy nagle usłyszała:

 - Cieszę się, że się obudziłaś. - spojrzała zdziwiona w stronę mężczyzny, który jeszcze co dopiero spał, czekając na dalszy ciąg wypowiedzi. - Przypomniałaś sobie? - zadał pytanie będąc ciekawym, czy technika matki rzeczywiście przyniosła pożądany skutek. 
 - Myślę, że tak... Długo spałam? - zadała pytanie przeciągając się niczym kotka, po czym jeszcze parę razy przetarła oczy.
 - 14 dni. - słysząc odpowiedz zaniemówiła. Patrzyła prosto w jego oczy chcąc z nich wyczytać jakąkolwiek nutkę kłamstwa, ale i takiej nie znalazła. Jego poważna mina mówiła sama za siebie, mówił całkiem poważnie. - Tak długo spałaś, że myślałem że się nie wybudzisz. Jednak moja matka całkowicie wierzyła w moc Drzewa Życia, które nocą otulało cie swoją chroniącą poświatą i jak widać miała racje.
 - Rozumiem...
 - Skoro powróciły Ci wspomnienia mogę Cię o coś spytać? - przytaknęła głową wsłuchując się w jego głos. - Czy oprócz twych wspomnień Drzewo Życia pokazało Ci coś jeszcze? 
 - Sama nie jestem pewna... Widziałam nie tylko swoje wspomnienia, ale także całe mnóstwo obrazów z każdej Ery. - westchnęła wstając z trawy w stronę korony drzewa - Jestem ciekawa dlaczego Drzewo Życia pokazało mi te wszystkie obrazy? Cała moja podróż we śnie wydawała się trwać latami, a jednak trwała zaledwie 14 dni... Hagoromo... twoje oczy są wrodzonym talentem czyż nie?
 - Masz racje to mój Rinnegan, który przebudził się w moich oczach w czasie mojego dzieciństwa. 
 - Rozumiem. Nigdy nie przypuszczałam, że spotkam legendę pokoleń trzech najsilniejszych klanów Hagoromo Ootsutsuki. 
 - Legendę? - podrapał się po głowie, kiedy z krajobrazu ogrodu wyłoniła się jego matka wtrącając.
 - Tak jak myślałam... Twoja dusza połączyła się z ciałem Yuunsan. - stwierdziła na co spojrzeliśmy niezrozumiale w jej stronę. - Nie wiem jak to się stało, jednak tego jestem pewna. Osobą, która przed nami stoi jest Yuunsan twoja siostra, ale jej ciałem włada tymczasowo Aria. Najwyraźniej twoja zagubiona dusza przybyła do tego czasu poszukując odpowiedzi na swoje pytania. Twoje zagubienie sprawiło, że znalazłaś się tutaj. Innymi słowy pochodzisz z przyszłości, a przybyłaś tu ponieważ tutaj znajdują się twoje bezpośrednie korzenie. Jak mniemam Drzewo Życia pokazało Ci całą historię łącznie z tą, którą chciałam tobie opowiedzieć. 
 - Tak...
 - Skoro Drzewo Życia ukazało Ci całą tą wiedzę i twoje wspomnienia powinnaś wiedzieć jak ją wykorzystać w odpowiednim czasie. Nie widzę więc przeszkód byś opuściła to miejsce.
 - Ale jak ona ma to niby zrobić, skoro przybyła tu nie z własnej woli? - wtrącił stając na równi z dziewczyną. 
 - To nie tak, że przybyła tu wbrew sobie. Ona chciała tu być, by odzyskać to co dla niej najważniejsze, więc skoro potrafiła tu się znaleźć to nie widzę problemu by tym samym sposobem wróciła do swojego czasu. Prawda?
 - Myślę, że twoja mama ma rację. Spróbuję dostać się do mojego czasu użyczając i synchronizując moc Drzewa Życia z moją własną. dzięki temu być może uda mi się powrócić i uporządkować swoje sprawy.
 - Więc to pożegnanie...? - stanął odwracając zielonooką tak, że wpadła w jego ramiona. jej twarz przytulona do jego ciała wyrażała teraz zdziwienie, a zarazem smutek spowodowany tym samym odczuciem, które towarzyszyło ciemnowłosemu. 
 - Hagoromo... Ja... 
 - Wiem. - opowiedział jej przerywając. - Mimo, że to była tylko chwila też się cieszę, że Cie poznałem Ario.
 - Um... Ja też się cieszę... - spojrzała mu szczerze w oczy jak nigdy wcześniej. Ich twarze zbliżały się do siebie powoli dążąc do jednego celu, kiedy to ciało dziewczyny zaczęło lśnić jasnym blaskiem, a z oczu pociekły pierwsze łzy. Ich usta dzieliły zaledwie milimetry, kiedy z jej ust usłyszał ostanie słowo - Żegnaj... - blask w tym owym momencie rozprzestrzenił się po okolicy oślepiając wszystkich dokoła. Chwilę później kiedy oślepiające światło zniknęło spojrzał jeszcze raz mrużąc oczy na dziewczynę, która ze zdziwieniem wpatrywała się w jego oblicze. Jego serce biło coraz mocniej. Czyżby się jej nie powiodło? - Hagoromo...? - mimo iż jego imię wypowiedziała ta sama osoba nie brzmiało to tak samo. Jej akcent był zupełnie inny od tego, który chciałby teraz usłyszeć.
 - Yuunsan... - odsunął się od niej odwracając swój wzrok w stronę matki, która bez słowa komentarza przeszła do wykonywania rytualnego tańca dla Drzewa Życia. 
 - Co się stało? - zapytała zupełnie nie pamiętając co się z nią działo przez ostatnie paręnaście dni. 

Wytłumaczenie Yuunsan całej sytuacji trwało dłuższą chwilę. Jednak jak przystało na mądrą kobietę zaakceptowała owy fakt godząc się z prawdą bez żadnego "ale". Całe to wydarzenie nie miało żadnego większego negatywnego wpływu na dotychczasowy przebieg historii. Jednak od tamtej pamiętnej chwili rodzeństwo Ootsutsuki nie było takie jak dawniej. Hagoromo nie był wstanie patrzeć na swoją siostrę jak dawniej, dlatego też ich relacje towarzyskie opadły do niezbędnego minimum


Tak oto mamy nowy spóźniony rozdział xD
z dedykacją dla pierwszej osoby, która skomentowała jedną z notek tj.
Anna Grobelka

Następnym razem:
"10 Artefaktów" 
(Powrót do aktualnego czasu)