niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział IV

Rodzeństwo Ootsutsuki

Kroczyła powoli za kobietą przyglądając się malowniczemu otoczeniu świątyni, kiedy przed sobą spostrzegła ogromną bramę, która prowadziła do ogrodu w którym znajdował się Hagoromo - jej rzekomy brat. Ku jej zdziwieniu brama będąca przed nią otworzyła się samodzielnie bez niczyjej pomocy. Bez wahania przeszła dalej oglądając się za siebie przy tym patrząc pytającym wzrokiem na służkę, która została w tyle. 
 - Dalej mi nie wolno iść. Tylko członkom rodziny wolno wejść do zakazanego ogrodu. 
 - Dlaczego? - zapytała nie rozumiejąc co przez to ma na myśli. 
 - Panienka zadaje dziś bardzo dziwne pytania. Każdy kto przekroczy tą bramę nie będąc członkiem rodziny Ootsutsuki zginie. Na tej świętej ziemi Pani Kaguya objawiła swoją moc. Niewolno nam zbezcześcić tej ziemi, dlatego też Pani pozwoli, że już odejdę. - nie czekając na odpowiedź zielonookiej opuściła bramę lekko się kłaniając. Dziewczyna spoglądała z zdziwieniem na bramę, bowiem zastanawiała się, dlaczego nie należąc do owej rodziny była wstanie przez nią przejść i zachować swoje życie? Rozmyślając dalej o tym niepokojącym fakcie kroczyła dalej, kiedy jej oczy napotkały drugie, które były w nią wpatrzone. Owa para oczu należała do młodego, czarnowłosego mężczyzny siedzącego na wykonanej z drewna ławce. Z jakiego powodu wydawał się być przygnębiony, dlatego też podeszła bliżej, kiedy On znienacka wstał pytając:

 - Kim jesteś i jak się tu dostałaś? - chwycił za katanę znajdującą się na plecach i wyciągnął na przeciw dziewczyny.
 - Ty jesteś Hagoromo? - zapytała niepewnie robiąc krok do przodu. Nie słysząc jego odpowiedzi dopowiedziała. - Nie przyszłam tu by walczyć. Chce tylko porozmawiać, więc proszę opuść broń. - ku jej zdziwieniu mężczyzna spokojnie schował swoją katanę siadając z powrotem na ławce. 
 - Odpowiem na twoje pytanie jeżeli Ty odpowiesz na moje. 
 - Niech tak będzie, nie mam sensu kłamać... Jednak rozczaruję Cię, gdyż sama za dużo nie wiem. - wzdychnęła na co ten zrobił jeszcze poważniejszą minę. - Nazywam się Karanami Aria, co do tego jak się tu znalazłam... sama nie jestem pewna, dlatego szukam osoby, która pomogłaby mi to wyjaśnić.
 - Jak możesz nie wiedzieć jak się tu znalazłaś?  
 - Jak widać mogę. Wszystko co pamiętam to dzisiejsze spotkanie jakiegoś czarnowłosego mężczyzny, który usiłuje mi wmówić, że jest moim wujem, kiedy tylko spostrzegłam mojego przyjaciela zaczęła mnie bolec niemiłosiernie głowa, a potem nic. Znalazłam się w tym dziwnym miejscu ubrana w jakąś anielską szatę. Jak by tego było mało jacyś ludzie mylą mnie z kimś o imieniu Yuunsan i każą mi się spotkać z człowiekiem, który rzekomo jest moim bratem w jakimś ogromnym ogrodzie. Pewnie brzmię jak pomylona, ale tak to mniej-więcej wygląda.  
 - Rzeczywiście tak brzmisz. - zaśmiał się lekko się uśmiechając. W tym momencie myślała, że eksploduje z nerwów i mu naprawdę przywali. Jak on może się z tego śmiać?! Przecież wszystko co powiedziała było prawdą! - Naprawdę ją przypominasz... - wypowiedział przerywając jej głośne myśli.
 - Kogo? 
 - Księżniczkę Yuunsan. Nie tylko twój wygląd jest identyczny, ale i sposób poruszania się, jak i głos.
 - W takim razie jak mnie rozpoznałeś?
 - Masz nico inną aurę, która mówi, że jesteś zagubiona. Moja siostra nigdy się nie waha i zawsze jest wszystkiego pewna, ponad to uśmiecha się nawet, kiedy jest zła, bądź smutna. 
 - Rozumiem... Jednak daleko mi do twojej siostry... Mimo, że wyglądamy identycznie różnimy się pod wieloma względami. Ja nawet nie jestem pewna kim do końca jestem. - westchnęła spuszczając swój wzrok w dół, kiedy nagle poczuła dłoń Hagoromo na ramieniu, który w zadziwiającym tempie znalazł się za nią.
 - Nie jestem w stanie Ci pomóc. Jednak myślę, że znam osobę, która będzie w stanie to zrobić. Choć za mną - polecił idąc wgłąb ogrodu. Przez chwilę patrzyła na jego oddalającą się postać, kiedy jej nogi same zaczęły się poruszać czym prędzej doganiając jego sylwetkę. Szli w absolutnej ciszy już od dłuższego czasu mijając co kawałek różnorodne kwiaty i drzewa, których wcześniej nigdy nie widziała. Zastanawiała się dlaczego podróżując z Haru żadnego z tych rodzajów nie widziała? Czy to sprawka jej amnezji, czy może takich kwiatów po za tym ogrodem naprawdę nie ma? Może wszystko co teraz widzi jest tylko jednym wielkim snem? Zaczynała się w tym wszystkim gubić... Jej uwagę zwróciło przeogromne drzewo stojące na drugim brzegu równie wielkiego, czysto błękitnego jeziora. Jak wielki jest ten ogród? Zastanawiała się podążając dalej za mężczyzną, który przy tali jeziora zatrzymał się patrząc na nią uważnie.
 - Co? - zapytała zaniepokojona jego spojrzeniem. 
 - Będziesz potrafiła przejść na drugi brzeg o własnej sile? Jeżeli nie, to nie ma sensu iść dalej. - wkroczył na talie jeziora, jak by to była dla niego codzienność patrząc w dalszym ciągu na dziewczynę, która przez chwilę nie wiedziała co ma uczynić. Patrzyła z niepokojem na lustro jeziora, kiedy pewne zamazane obrazy przeleciały przez jej głowę. Przedstawiały one czas przeszły, kiedy będąc małym, pięcioletnim dzieckiem uczyła się kontroli chakry, jednak osoby jej przy tym towarzyszące miały zamazane twarze. W tym momencie to nie było dla niej ważne, nie ma czasu myśleć kim one były. Powoli wkroczyła na talie jeziora utrzymując równowagę jak jej poprzednik, kiedy nagle wpadła do wody zanurzając całe swoje ciało. Czarnowłosy natychmiast zareagował wyciągając ją na brzeg przy tym głośno wzdychając. - Chyba jednak musimy zrezygnować z naszego spaceru...
 - Nie! - wrzasnęła w sprzeciwie. - Muszę się tam dostać choćby nie wiem co! 
 - Jak tak dalej pójdzie to nie dotrzemy tam nawet za parę lat.
 - Ja potrafię to zrobić, jestem tego pewna. Kiedy miałam ustać na tali wody poczułam to...
 - Poczułaś to...? - pytał zdziwiony.
 - Dokładnie. Jestem pewna, że już kiedyś stałam na wodzie. Może to i dziwne, ale przed wejściem na talie zobaczyłam zamazane obrazy z mojej przeszłości podczas jednego z treningów, dlatego jestem pewna, że mi się uda! - zawołała zdeterminowana wstając z ziemi, na której wcześniej siedziała. 

Kolejne próby jakie podejmowała w dalszym ciągu zakończały się porażką, jednak Hagoromo nie kazał jej się poddać, bowiem był pewien, że jej się uda. Próbowała ustać na wodzie przez wiele godzin, aż zmęczony czarnowłosy zasną na brzegu. 
Nazajutrz, kiedy pierwsze promienie słońca oświetliły okolice otworzył oczy spoglądając na lustro jeziora, gdzie dostrzegł stojącą na tali zielonooką otuloną w promieniami słońca. 
Czując na sobie przenikliwy wzrok odwróciła się w jego stronę z pełnym radości uśmiechem, który natychmiast odwzajemnił wstając na równe nogi.
 - Możemy ruszać w dalszą drogę? - zapytał na co ta kiwnęła twierdząco głową idąc przed siebie. 
Ich podróż trwała koło dwóch godzin. Gdy tylko dotarli na drugi brzeg dziewczyna zdała sobie sprawę, że drzewo, które widziała wcześniej jest na pewno największym jakie do tej pory udało się jej zobaczyć. Ponad to, te z pewnością nie jest takie jak wszystkie inne, gdyż czuć od niego potężną energię, a jego kwiaty są naprawdę niespotykane i przepiękne. Krocząc dalej za Hagoromo dostrzegła piękną długowłosą kobietę wykonującą jakiś niespotykany taniec. Na jej głowie widniała korona z odstawiającymi rogami, a ciało było odziane w prostą, jasno fioletową sukienkę sięgającą do samych kostek. Kiedy owa kobieta spostrzegła przybyszy zaprzestała swój taniec i ruszyła ku nim, gdzie stojąc już przed nimi patrzyła ze zdziwieniem na dziewczynę mówiąc:
 - To naprawdę niezwykłe zjawisko... Jak Ci na imię? - zapytała wprost jak by o wszystkim wiedziała.
 - Karanami Aria. 
 - Pozwól, że będę Ci mówiła po imieniu, ale najpierw pozwól, że się przedstawię... Nazywam się Ootsutsuki Kaguya i jestem matką Hagoromo, jak i panią tych ziem. Odkąd tylko wyczułam twoją aurę zastanawiałam się co Cię tu sprowadza Ario, jednakże nie jestem wstanie odczytać nawet twoich myśli. 
 - Matko przyszliśmy prosić Cię o pomoc. - wtrącił mężczyzna lekko się kłaniając. Aria widząc jego postawę natychmiast poszła w jego ślady by wyrazić swój szacunek dla Pani tych ziem.
 - Podnieście głowy, wysłucham was. - tak też zrobili czekając na dalsze słowa kobiety. - Rozumiem, że ten problem dotyczy ciebie dziecię - zwróciła się w stronę Arii patrząc na nią uważnie. 
 - Tak...
 - W takim razie słucham. - usiadła wygodnie na trawie pokazując im by i oni to uczynili. 
 - Słyszałam od Hagoromo, że może Pani mi pomóc, dlatego tutaj przybyłam. Chodzi o moje utracone wspomnienia, które chciałabym odzyskać, jak i o wydostanie się z tego miejsca do mojego. Kiedy przechadzałam się po tym ogrodzie zrozumiałam, że nie pochodzę stąd. Przez chwilę pomyślałam nawet, że moje życie się zakończyło w dniu, kiedy spotkałam pewnego mężczyznę, który próbował mi wmówić, że jest moim wujem. Jednak spotykając Hagoromo uświadomiłam sobie, że nadal żyję, a próba przejścia przez jeziora jeszcze bardziej uświadomiła mi ten fakt, że wszystko to rzeczywistość, a nie sen, czy śmierć. 
 - Rozumiem... Aria czy wiesz co to za drzewo? - wskazała za siebie, gdzie stało pnąc się w górę lekko ponad 500 metrów. 
 - Niestety nie...
 - To jest Drzewo Życia.
 - Drzewo Życia? - zapytała zdziwiona słuchając dalszej wypowiedzi.
 - Dokładnie. pozwól, że opowiem Ci pewną historię, która miała miejsce ponad 30 lat temu, ale najpierw postaram się przywrócić tobie wspomnienia... - nagle w jej dłoni pojawiła się złota kula energii, która swoim blaskiem oślepiła by niejednego człowieka, powoli zbliżała ją ku mnie wypowiadając pewną inkantację:


Ja, która zjadła Twój jedyny owoc pokornie proszę Cię... 
Oddaj jej skarb, co radował mnie... 
Oddaj jej to, co zniszczyło złe...
W Twych korzeniach moc uśpiona jest...
Więc jeszcze raz pokornie proszę...
Wysłuchaj mnie.





CDN...












wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział III

 Wycieczka do Śnieżnego Kraju  


Od opuszczenia wioski przez Itachi'ego minęło kilka dni. Odkąd tylko wyruszył szukał swojej córki w najróżniejszych miejscach, gdzie wydawało mu się że może ją znaleźć. Niestety jego poszukiwania nie przynosiły żadnych rezultatów, gdyż nigdzie jej nie znalazł. Jedyną poszlaką dla niego była pewna postać, którą jako jedyny widział kątem oka, kiedy Aria uciekała z ciężkimi obrażeniami po walce z klanem. To własnie On pomógł zbiec Arii z wioski posługując się jedną z technik teleportacji, którą pierwszy raz widział na oczy. Technika ta była szybka i efektywna niczym IV Hokage. Jednak nie to przykuło jego największą uwagę... Kiedy jego córka zaatakowała z zaskoczenia podczas zebrania jej oczy wydawały się zamglone, a ataki bardziej precyzyjne niż zwykle. Jednego był pewien - jego córka nie była sobą.

Patrzyła na błękitne niebo, na którym znajdowały się pojedyncze obłoczki otulone blaskiem słońca, zastanawiała się dlaczego nie jest w stanie sobie nic przypomnieć? Przecież minęło już 5 dni, a ona nawet jednego malutkiego wspomnienia nie odzyskała... Nagle z jej zamyśleń wyrwał ją głos srebrnowłosego.
 - Trzymaj, przyda Ci się. - rzucił w jej stronę bordową pelerynę z grubym kożuchem w środku.
 - Po co mi to? Przecież ciepło jest.
 - Teraz może nie, ale już niedługo tak. Wyruszamy za godzinę do śnieżnego kraju, gdzie zatrzymamy się na dłużej w jednej z naszych kryjówek. Jest tam bardzo zimno, więc ta peleryna na pewno się przyda. 
 - Ile zajmie nam podróż?
 - Przy sprzyjających warunkach podróżując transportem droga do krainy zajmuje co najmniej piętnaście dni. Nikłe są warunki na dostanie się tam na pieszo, więc nawet shinobi podróżują w karawanach. Jednak my wykorzystamy moje jutsu, by dostać się tam w niecałe pięć dni bez żadnych szkód. 
 - Rozumiem w takim razie przygotuję się do drogi. 
 - Nie musisz. Wszystkie najpotrzebniejsze nam rzeczy zapieczętuje w zwoju, więc możesz tu poczekać. 
 - W takim razie się przejdę. - wstała z trawy na której wcześniej siedziała i ruszyła przed siebie słysząc na odchodne: 
 - Nie oddalaj się za bardzo! - odwróciła się przytakując po czym ruszyła w dalszą drogę. Mijała powoli drzewa wsłuchując się w śpiew ptaków krocząc wolno przed siebie aż dotarła do niewielkiej jaskini mieszczącej się w potężnej skamielinie na wzgórzu, gdzie wcześniej spacerowała. Z małym lękiem wkroczyła w ciemności groty dostrzegając mały strumień nikłego światła, który emanował z jej wnętrza. Ostrożnie szła przed siebie natykając się na zakręt, z którego wytknęła głowę by sprawdzić czy jest bezpiecznie. Jej oczy spostrzegły starszego od siebie mężczyznę drzemiącego przy rozpalonym ognisku. Jego cera była blada, włosy czarne, a ciało umięśnione, na jego ramieniu widniała opaska z żelaznym emblematem na którym był widoczny znak wioski liścia, jednak dziewczyna go nie rozpoznawała. Cicho by nie zbudzić mężczyzny podeszła bliżej przyglądając się z dwóch metrów jego twarzy. Przez chwilę wydawało się jej, że skądś zna tego mężczyznę, ale gdy tylko próbowała sobie przypomnieć ból głowy stawał się nie do zniesienia. Zdekoncentrowana wykonała krok w tył potykając się o kamień w rezultacie lądując na ziemi. Odgłos upadku rozniósł się w niespodziewanie szybkim tępię. Nim wstała mężczyzna niczym wiatr przemknął za jej osobę i swoją katana podważył jej gardło uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
 - Nie zamierzałam Ci nic zrobić... - powiedziała przerażona. W tym momencie modliła się by ktoś przyszedł i ja uratował. Nie ważne kto, byle żeby coś z tym zrobił.
 - Aria? - zapytał zdziwiony mężczyzna opuszczając katanę z jej gardła, kiedy usłyszał jej głos i spostrzegł, że rzekomy przeciwnik ma różowo-czarne włosy. Ta natomiast od razu wykorzystała tą szansę, by odbiec na bezpieczną odległość.
 - Kim jesteś i skąd znasz moje imię? - zapytała dezorientowana. Czarno włosy spojrzał na zielonooką niezrozumiale.
 - Jak to, nie poznajesz mnie? To ja wujek Sasuke. - westchnął zrezygnowany patrząc na zdziwiona twarz nastolatki. - Co tym razem? Znowu wymyśliłaś z Itachi'm jakąś grę? Czy to może jakiś z twoich żartów?
 - Nie rozumiem o czym Ty do mnie mówisz. Kim jest Itachi? 
 - To przestaje być zabawne. Jeżeli twój ojciec się dowie, że udajesz że go nie znasz będzie zawiedziony. Nie mówiąc już o Sakurze... 
 - Wybacz, ale Ja naprawdę nie wiem o czym Ty do mnie mówisz, więc pozwól że już pójdę. - odwróciła się w drogę powrotną i szybkim krokiem czmychła z jaskini. Coś mu tu nie grało, więc nie zabierając niczego wybiegł za nią krzycząc:
 - Zaczekaj! - jednak ta na jego wołanie przyśpieszyła kroku, aż zaczęła biec ile siły w nogach. Widząc to czarnowłosy również przyśpieszył w rezultacie wyprzedzając młodą dziewczynę i zagradzając jej drogę ucieczki. - Dlaczego uciekasz? - zapytał patrząc na zdyszaną bratanice. 
 - Przecież mnie gonisz... Dlaczego nie możesz mnie po prostu zostawić co?
 - Bo jesteś moją bratanicą. Tak właściwie co robisz na tych terenach? Nie powinnaś teraz wracać z Konohy po misji do domu? 
 - Z Konohy do domu? 
 - Twoja rodzina będzie się o Ciebie martwić. W zasadzie słyszałem plotki, że coś się wydarzyło w waszej wiosce dlatego też tam zmierzam. Myślę, że powinnaś iść ze mną to jeszcze z 5-6 dni drogi stąd. A ty wydajesz się być przemęczona. - patrzył uważnie na dziewczynę która niespodziewanie padła na kolana łapiąc się za głowę i krzycząc w niebo głosy z nieznanego mu powodu. - Co się stało!? - chciał podbiec bliżej kiedy z nie wiadomo skąd zjawił się srebrnowłosy, nieznany mu mężczyzna ubrany w nietypowy dla tutejszych ludzi strój składający się z siwego płaszczu z ozdobnym futerkiem przy kapturze i paru innych elementów znajdujących się pod płaszczem. Na swych plecach mężczyzna ten nosił ogromy miecz wielkością porównywalny do miecza zmarłego ninja Zabuzy. Samo pojawienie się srebrnowłosego zmusiło Uchihe do przyjęcia pozycji bojowej i wyciągnięcia swojego ostrza. 
 - Chcesz walczyć? - zapytał zimnym głosem odwracając swój wzrok z Arii na czarnowłosego. 
 - Zostaw dziewczynę w spokoju. Zabiorę ją do jej domu. - odpowiedział patrząc w jego czerwone, naturalne oczy. 
 - Nie mogę na to pozwolić. Ta dziewczyna jest mi potrzebna. 
 - W takim razie nie pozostawiasz mi wyboru... - chciał zaatakować wrogiego mężczyznę, kiedy nagle jego cios zablokowała kunai'em zielonooka. - Co ty robisz? - wykrzyczał zdziwiony. 
 - Powiedz mi co Cie łączy z tą dziewczyną, że chcesz ją ode mnie zabrać? 
 - Nie muszę odpowiadać Ci na na twoje pytania. 
 - W takim razie zmuszę Cie do walki z Arią...
 - Coś Ty jej zrobił? - pytał unikając sprecyzowane ataki bratanicy. Zdawał sobie sprawę, że nie może walczyć z nią na poważnie, gdyż mógłby nawet ją niechcący zabić. 
 - Odpowiem jak Ty, nie muszę odpowiadać na twoje pytania dopóki Ty nie odpowiesz na moje.


Co...? Gdzie...? Gdzie ja jestem? - Pytała sama siebie będąc otoczona bielą. Przyglądała się swemu ciału okrytą białą szatą krocząc powoli przed siebie. Wraz z jej kolejnymi krokami biel znikała, a pojawiała się zieleń i drzewa, już po chwili były słyszalne dla jej uszu dźwięki. Krajobraz wydawał się jej być jakiś inny, jak by znajdowała się w zupełnie innym, a jednocześnie tym samym świecie. Wędrowała dalej, aż dotarła do ogromnego budynku zbudowanego z skały. Na jego skalnych płytach były wyrzeźbione symbole, których nie była w stanie rozszyfrować. Słysząc zbliżające się odgłosy rozmów ukryła się za jednym z filarów budynku, który okazał się być świątynią wybudowaną na część księżniczki Otsursuki Kaguyi - pierwszego człowieka władającego chakrą. Podsłuchując rozmowę dwóch służek świątynnych zdała sobie sprawę, że to nie jest miejsce z którego pochodzi, więc natychmiast udała się w drogę powrotną, kiedy nagle w jej stronę zawołano:
 - Panienko Yuunsan, proszę zaczekać! - szybko podbiegła do dziewczyny kłaniając się - Pani starszy bart Hagoromo oczekuje panią w ogrodzie, zaprowadzę panienkę, proszę za mną. - nakazała.
Idąc z kobietą miała mętlik w głowie, zastanawiała się dlaczego została nazwana "Yuunsan", przecież nie tak ma na imię. Może z kimś ją pomylono? Najlepszym wyjściem by się dowiedzieć jest podążenie za tą kobietą do tego mężczyzny. 




W następnych rozdziałach:

"Rodzeństwo Ootsutsuki"
" Legenda Trzech Potężnych klanów"
"10 Artefaktów"

Kolejne tytuły cdn.



Krótki rozdział, bo nie miałam czasu pisać przez praktyki, jednakże teraz jestem w trakcie pisanie 3 innych rozdziałów, więc może wkrótce pojawi się nowy, ale nic nie obiecuję. 







niedziela, 20 października 2013

Rozdział II

''Kłamstwo"


Noc... to czas kiedy księżyc króluje na niebie, a słońce odpoczywa. To właśnie w niego wpatrywałam się leżąc na posłaniu z za okna starego budynku. Moje ciało z jakiegoś powodu było pokryte ranami i porządnie zabandażowane w ich miejscu. Skąd je mam? Nie wiem... Nie wiem nic. Kim jestem? Jak się tu znalazłam? I co tu robię? To właśnie te pytania chodzą mi po głowie. Kiedy próbuje sobie cokolwiek przypomnieć boli mnie głowa dosłownie, jak by ktoś uniemożliwiał mi dostęp do własnych wspomnień. W małym pokoju, w jakim się znajdowałam stała obok łózka stara, lekko zakurzona szafka z zapaloną świecą. Naprzeciw tych dwóch rzeczy widniały drzwi, a na lewo od nich dość duża równie stara komoda na ubrania koloru ciemnego brązu. Cały pokój pomalowany był jasną brązową farbą, która od starości wyblakła i lekko odchodziła od ściany. Podłoga wykonana z ciemnego drewna gdzieniegdzie miała małe dziury przez które wyłaniała się trawa. Nie wiem czy tak powinien wyglądać pokój, ale póki się jakoś trzyma nie będę narzekać. Siedziałam tak w ciszy, kiedy drzwi zaskrzypiały i do środka wszedł pewien mężczyzna, którego nie poznawałam. Ubrany był w czarny, sięgający do kolan płaszcz, który był odpięty. Zaraz pod nim znajdowała się bordowa koszula i tego samego koloru co płaszcz spodnie. Jego włosy w świetle księżyca wydawały mi się być srebrne, a cera jasna i delikatna bez żadnej skazy. Najbardziej zaciekawiły mnie jego połyskujące czerwienią naturalne oczy, który wpatrywały się w moją postać z namysłem.
  - Cieszę się, że się obudziłaś Aria. - odetchnął jak by z ulgą w głosie przytulając się do mnie. Byłam zdziwiona jego zachowaniem, więc delikatnie dłonią odsunęłam go od siebie na co spojrzał na mnie niezrozumiale pytając. - Coś się stało? Źle się czujesz? 
  - Przepraszam... - odpowiedziałam odruchowo patrząc mu w oczy. 
  - Za co? - uśmiechnął się promiennie jak gdyby nic się nie stało. 
  - Nie pamiętam... - szepnęłam cicho. Czułam się bardzo niezręcznie wiedząc, że mogę tą osobę zranić, ale ja naprawdę nic nie pamiętam. Nie wiem kim on dla mnie jest i jak powinnam mu to powiedzieć. 
  - Słucham? O co chodzi? - pytał siadając obok mnie na łóżku jak by to było dla niego naturalne. 
  - Ja Cie nie pamiętam... - przyznałam się patrząc w dół. Przez chwile panowała niezręczna cisza. Z pewnością to jest dla niego szok i nie wie jak ma się zachować podobnie jak ja.
  - Rozumiem. - usłyszałam krótką odpowiedź, która mnie zdziwiła. - Nic dziwnego, że tak się stało. W końcu spadałaś z urwiska uderzając się w głowę. - stwierdził łapiąc mnie za dłoń. - Nic się nie martw. Jestem pewny, że to tylko parudniowa amnezja. Zobaczysz za parę dni wszystko sobie przypomnisz. Do tego czasu zadbam o to by najpotrzebniejsze Ci informacje były w twojej głowie, a więc? Czego dokładnie nie pamiętasz? - zapytał pełen energii. 
  - Wszystkiego... - odpowiedziałam podnosząc błagalnie wzrok na srebrnowłosego jak na wybawcę. 
  - To całkiem sporo. W takim razie postaraj zapamiętać wszystko to co Ci teraz powiem dobrze? - kiwnęłam twierdząco głową słuchając tego co ma do powiedzenia. - Zacznijmy od początku. Masz na imię Karanami Aria, natomiast ja jestem Hiyo Ryuuki. Jakieś 10 lat temu zostałaś porzucona przez swój własny klan, wtedy właśnie cie spotkałem i przygarnąłem, miałem wtedy 14 lat. W przeciwieństwie do ciebie nie wygnano mnie z klanu, tylko go wybito podobnie jak całą wioskę. Tylko mojej mamie wraz ze mną udało się uciec przed masakrą, jednak z powodu jej śmiertelnej choroby umarła, więc przeżyłem tylko Ja. Od naszego spotkania wędrujesz ze mną. Kiedy poznałem twoja historię jako dziecka zastanawiałem się, czy nie powinienem cie zabić.
  - Dlaczego? - zadałam pytanie nie rozumiejąc co chce przez to powiedzieć.
  - Klanem, który zgładził moją wioskę, był klan Karanami do którego należałaś. Jednak wiedząc, że zostałaś porzucona przez niego nie mogłem tego zrobić, więc wyjawiłem Ci prawdę podobnie jak dziś. Obiecaliśmy sobie, że razem zemścimy się na twoim klanie i doprowadzimy do jego upadku nawet jeśli mieli bym  poświęcić swoje życia. Klan Karanami musi nam zapłacić za nasze krzywdy. - mówił to z takim przekonaniem, że nie sposób było mu nie uwierzyć, po za tym mówiąc te słowa patrzył mi prosto w oczy, więc jestem pewna, że nie kłamie, dlatego też będę stała po jego stronie. - To tyle na dziś. Postaraj się przespać i wypocząć do rana. - ucałował moje czoło po czym stał wychodząc z pokoju, mówiąc na odchodne - Jak będziesz czegoś potrzebowała głośno zawołaj moje imię, na pewno się zjawie.

Tymczasem w wiosce Ukrytego Księżyca pokój panujący aż do dzisiejszego rana został zachwiany. Wielu ludzi zastanawiało się nad dalszymi poczynaniami głowy klanu. Kiedy to właśnie ona wraz z swoją córką i zięciem rozmawiali będąc w obrabowanym sanktuarium o poważnej sprawie, jaka miała dziś miejsce z samego rana.
  - Nadal nie mogę w to uwierzyć. - wyszeptała Sakura przytulona do męża.
  - To nie kwestia wiary, ale tego co widzieliśmy i co zeznano. - odpowiedziała jej matka. - Nigdy nie przypuszczałabym, że to dziecko może nam przysporzyć takich problemów. Mimo, że jestem jej babką wiecie, że nie mam innego wyboru i muszę to zrobić...
  - Mamo nie możesz to nasza córka!
  - A moja wnuczka! - wykrzyczała rozwścieczona. - Myślisz, że łatwo mi podejmować takie decyzje? Życie jest okrutne i sama dobrze powinnaś o tym wiedzieć. Nie żyjemy w świecie baśni, więc proszę pogódź się z moją decyzją.
  - Nie mogę się z nią pogodzić...
  - Powiedz mi Sakura, gdzie podziała się ta silna dziewczyna, którą odnalazłam ponad 16 lat temu. Wtedy byłaś wstanie zrobić wszystko, a teraz? Co się z tobą dzieje?
  - Co się ze mną dzieje...? - zapytała kpiąco - Pozwól odpowiedzieć Ci pytaniem na pytanie. Mamo, dlaczego razem z ojcem opuściłaś wioskę? - słysząc te pytanie przywódczyni klanu zamarła. - Skoro już znasz odpowiedź pozwól, że już pójdę. - szła w kierunku wyjścia kiedy uświadomiła sobie, że Itachi nadal stoi w tym samym miejscu. - Itachi...? - patrzyła pytająco na jego kamienny wyraz twarzy, którego dawno nie widziała. Zastanawiała się, dlaczego Itachi za nią nie idzie? Przecież jest jej mężem, więc raczej powinien ją wspierać prawda?
  - Musimy posprzątać bałagan jaki zrobiliśmy. Jeśli nie jesteś w stanie mi pomóc zostań tutaj z pozostałymi naszymi dziećmi i czekaj spokojnie na mój powrót. - wypowiedział chłodno patrząc w moją stronę, a później porozumiewawczo na Moriane.
  - Sakura chcę byś wraz z dziećmi udała się do swojej rezydencji. Tam wybrani członkowie klanu będą was obserwować, by dopilnować żebyście nie narobili sobie zbędnych problemów. Sama o to doskonale zadbam. Natomiast Itachi zajmie się Arią. Wykona mój bezpośredni rozkaz, którego nawet ty nie możesz podważyć.
  - Co chcesz z nią zrobić?
  - To co muszę. Nie mogę pozwolić by zdrajczyni, nawet jeśli jest moją wnuczką pałętała się bezkarnie po ziemi. Jej wykroczenie nie jest lekkim przewinieniem, w ręcz przeciwnie jest jednym z najgorszych. Dlatego musimy ją za wszelką cenę powstrzymać za nim wydarzy się najgorsze. Itachi już wcześniej z własnej woli zasugerował, że się tym zajmie, ponieważ zna on ciężar grzechu zabicia własnej rodziny. Powinnaś uszanować jego wybór i się nie mieszać. - jej głos podczas wypowiadania tych słów nawet nie drgnął. Przez chwile różowo-włosa myślała, że jej matka w ogóle nie odczuwa żadnych emocji, jednak nie wiedziała jak się myliła... Wbrew pozorom kobieta podobnie jak jej córka bardzo cierpiała, zdaje sobie sprawę z tego jak Sakura może cierpieć, ponieważ sama przeżywała ten ból i strach, kiedy to jej własna matka kazała zabić jeszcze w jej łonie bliźnięta. Wtedy starała się z całych sił by je obronić i udało się jej, ale sprawa Sakury i Arii trochę się różnią... Bliźnięta, którymi byli Shima i Sakura nic złego nie zrobili, natomiast Aria nie dość, że ukradła tak niebezpieczny artefakt, to jeszcze z zaskoczenia zaatakowała ich podczas porannego dochodzenia tym samym udowadniając swoją winę.    
  - Itachi... - chciała odpowiedzieć, kiedy poczuła mocne uderzenie w kark, które spowodowało jej natychmiastowa utratę przytomności.
  - Wiesz dobrze, że Ona Ci tego nie wybaczy, a mimo to jesteś wstanie się poświęcić... - mówiła załamana podchodząc do mężczyzny, który teraz trzymał nieprzytomną żonę na rękach.
  - Nie tylko mnie nie wybaczy, ale i tobie, więc nie powinnaś mi współczuć. - pouczył ją, po czym skierował się do wyjścia. - Wyruszam jak tylko zaniosę Sakurę do rezydencji. Pamiętasz co mi obiecałaś, prawda?
  - Nie musisz się martwić. Nie cofnę danego słowa. Jednakże tego samego oczekuje od ciebie Itachi. 
  - Wiem. - odpowiedział szybko opuszczając pomieszczenie. 

W szybkim tempie przemierzył wioskę docierając do rodzinnej rezydencji, gdzie czekała straż, której zadaniem jest pilnowanie jego rodziny w ich "areszcie domowym". Wchodząc przez główną bramę zauważył palące się światło w głównej sali, gdzie jego rodzina często przebywała razem. Szybkim krokiem skierował się w jego stronę przechodząc przez frontowe drzwi prowadzące do wnętrza budynku. Mijając kolejne pomieszczenia dotarł na miejsce, gdzie zastał swoje dwie córki i dwóch synów, którzy obecnie siedzieli w ciszy na sofach pogrążeni w własnych myślach. Kiedy spostrzegli jego postać niosącą nieprzytomną matkę patrzyli zdziwieni czekając na wyjaśnienia z jego strony. Jednak ten najpierw zawołał jedną służkę klanu oddając w jej ręce Sakurę, by ta się nią zajęła. Później spojrzał porozumiewawczo na każde ze swoich dzieci i powiedział:
  - Nie róbcie niczego pochopnego. Zaczekajcie na mój powrót, a do tego czasu zaopiekujcie się matką. 
  - Tato... - zaczął jeden z chłopców. - naprawdę uważasz, że Aria zrobiła by coś takiego? - na to pytanie pozostała trójka rodzeństwa spojrzała na mówcę z pewna obawą w oczach. Przez chwilę panowała głucha cisza, którą przerywał cichy, szumiący wiatr na zewnątrz. Itachi patrzył uważnie na swoje dzieci, po czym opuścił pokój zostawiając je bez odpowiedzi... W swoim pokoju przebrał się w dawno nienoszony strój shinobi, po czym spakował najważniejsze rzeczy potrzebne do jego podróży. Nie minęła chwila od tego momentu, a on wyruszył w drogę jeszcze przed wschodem słońca w poszukiwaniu swojej najstarszej córki.  





Następny rozdział już niebawem!



Zapraszam do komentowania ^^"




    

sobota, 5 października 2013

Rozdział I/Prolog

Kroczyłam powoli przed siebie spoglądając w niebo na gwiazdy nucąc cichutko swoją ulubioną pieść, którą kiedyś usłyszałam od pewnego nastolatka, gdy byłam jeszcze małym dzieckiem. Nigdy nie przypuszczałabym, że ta pieśń kiedykolwiek doprowadzi mnie, następczynie tronu Karanami do upadku.
Jak zahipnotyzowana szłam przez las, kiedy dotarłam do mojej rodzinnej Wioski Ukrytego Księżyca. Nie było mnie w niej od miesiąca, ponieważ byłam na misji dyplomatycznej w Konoha, gdzie rządy już ładnych parę lat temu objął stary przyjaciel mojej mamy pan Naruto. Legendarna medyczka, wnuczka potężnego pierwszego Hokage, jak i nauczycielka mojej mamy pani Tsunade odeszła na "emeryturę" w końcu jest już prawie 76-cio letnią babcią, która od czasu do czasu lubi popijać sake. Kto by pomyślał, że ta kobieta dożyje takiego wieku... 
Przemierzając kolejne uliczki ogromnej wioski dotarłam do potężnej budowli ogrodzonej bardzo wysokim równie potężnym co sama budowla murem. "Sanktuarium pieczęci" pomyślałam. Ta budowla jest najbardziej strzeżona w całej wiosce, co więcej strzec jej mogą tylko członkowie klanu Karanami, a inni shinobi nie mają wstępu na sam jej teren, nie mówiąc już o jej wnętrzu. Do środka może wejść tylko główna gałąź klanu do której należy moja babcia Moriana, wujek Shima z swoją żoną oraz 8-letnim synem Kyo, rodzice, moje rodzeństwo i oczywiście Ja. Spoglądając jeszcze raz na budynek opuściłam to miejsce kierując się prosto do domu, gdzie prawdopodobnie przebywała moja rodzina. 
Po cichu weszłam na posesję chcąc jak najszybciej, niezauważona przemknąć do swojego pokoju. Już byłam blisko drzwi, kiedy usłyszałam:
  - Witaj w domu. - za mną stał mój ojciec lekko się uśmiechając.
  - Wróciłam. - opowiedziałam szybko chcąc wejść do swojego pokoju, by uniknąć dalszej rozmowy, ponieważ jakoś źle się czułam.
  - Poczekaj. - zatrzymałam się jak na rozkaz patrząc na mojego ojca. - Dlaczego nie powiadomiłaś nas, że wrócisz prędzej? Sakura na pewno przygotowałaby twoje ulubione jedzenie gdyby wiedziała. 
  - Nie trzeba. Przepraszam, ale jestem zmęczona... Możemy pogadać jutro? -zaproponowałam.
  - Niech tak będzie. Miłej nocy Ario... - ucałował mnie w czoło jak za dawnych czasów.
  - Dobranoc tato. - odpowiedziałam lekko się kłaniając na do widzenia, po czym weszłam do swojego pokoju, gdzie po przebraniu się w piżamę położyłam się do łóżka, gdzie po chwili zasnęłam słysząc cichą melodię. 

Nazajutrz, kiedy słońce było wysoko na niebie w wiosce zapanował chaos, bowiem wydarzyło się coś niesłychanego. Ponoć został skradziony legendarny, zapieczętowany Artefakt z sanktuarium. 
Wszyscy członkowie klanu Karanami mieli zjawić się w wielkiej sali, gdzie zazwyczaj urzędowała sama jego przywódczyni - Karanami Moriana. 

Kiedy wszyscy byli już na miejsce ustawili się w równe szeregi przed tronem, gdzie siedziała przywódczyni. Moja rodzina jako główna gałąź klanu znajdowała się w pierwszym szeregu czekając cierpliwie jak inni na pierwsze słowa babci.

  - Witam wszystkich tu zebranych. Pozwólcie, że już bez żadnych długich i nudnych przemówień przejdę do rzeczy, bowiem jest to sprawa najwyższej wagi. Jak sami dobrze z plotek wiecie, wczoraj w nocy został skradziony cenny artefakt rodziny Karanami. Artefakt ten jest bardzo potężny, dlatego został on zapieczętowany w Sanktuarium i strzeżony przez samych członków naszej rodziny przed zewnętrznym niebezpieczeństwem. Samo zapieczętowanie tegoż artefaktu wymagało poświęcenia ogromnej ilości krwi naszych rodaków, więc jak sami widzicie sprawa jest poważna. Niewątpliwie artefakt został skradziony przez członka rodziny z głównej gałęzi klanu. - po tych słowach wszyscy obecni na sali zaczęli szeptać do siebie zdziwieni, a niektórzy zaczęli krzyczeć w kierunku przywódczyni o wyjaśnienie sytuacji. Krzyki się coraz mocniej nasilały, kiedy niczym grom z zachmurzonego nieba rozgrzmiał głos przywódczyni. - Cisza!!! - wszyscy jak na rozkaz uspokoili się czekając na dalszy ciąg jej wypowiedzi. - Jest mi wstyd, że doszło do takiej sytuacji w głównej gałęzi klanu, dlatego też osoba winna zostanie natychmiast zatrzymana po tym jak zdradzimy jej, lub jego tożsamość. 
  - Pani jak zamierzasz zdradzić tożsamość zdrajcy? - zapytał straszy mężczyzna z bocznej gałęzi klanu stojący w trzecim rzędzie.
  - Jak każdego dnia i nocy Sanktuarium jest strzeżone. Mamy pięciu świadków, którzy wczoraj byli na straży i za chwilę wskażą nam winowajcę. Co więcej jeżeli sprawca ma wspólnika musimy się liczyć z ostrymi konsekwencjami ze strony wszystkich nacji, gdyż cały świat shinobi będzie zagrożony. Jenak dopóki artefakt jest zapieczętowany nic się nie stanie. Do rytuału odpieczętowania go podobnie jak do wejścia do Sanktuarium potrzeba krwi głównej gałęzi naszego klanu i na dodatek koło setki ofiar. Musimy się pośpieszyć i pozostawić w dyskrecji to co było tu powiedziane zrozumiano? - wszyscy chórem odpowiedzieli twierdząco. -  Poproszę na środek teraz Karanami Shin'a, który w imieniu pięciu świadków zezna co ujrzeli wczoraj nocą. - na środek wyszedł średniej budowy mężczyzna o ciemnych brązowych oczach i sięgających do pasa, splecionych w kitkę czerwonych włosach. Ubrany był w czarne kimono, a na jego twarzy pod lewym okiem widniał czarny znak księżyca. 
  - Pozwólcie, że od razu jak Pani przeję do rzeczy. Wczoraj w godzinach 22:00-06:00 razem innymi czterema członkami klanu: Kranami Hokuto, Momo, Sylivi i Yoshi'm byliśmy na straży na terenach Sanktuarium. Około godziny 02:45 przy murach budowli pojawiła się następczyni głównej gałęzi Karanami Aria. Nie uważaliśmy, że to dziwne, gdyż tylko główna gałąź klanu ma wstęp do budowli, więc nie zareagowaliśmy myśląc, że chce się upewnić co do wewnętrznego bezpieczeństwa sanktuarium. Jak każda z następczyń koleino wykonała znaki wchodząc do środka budowli. Jakieś paręnaście minut później panienka Aria opuściła budynek niosąc ze sobą obszerne, solidnie wykonane z drewna pudełko. Nie zatrzymaliśmy jej ze względu na jej status, jak i na brak naszej wiedzy na temat przedmiotu znajdującego się w środku. Jak wszystkim wiadomo w Sanktuarium znajdują się różne rzeczy oznaczone literkami: "D", "C", "B", "A" i "S". Podobnie jak w misjach literki te mają pewne znaczenie. "D" oznacza łatwą misję dla dopiero początkujących ninja geninów, natomiast jeżeli chodzi o Artefakty to stopień ich strzeżenia "D" najmniejszy, "S" największy. Artefakty "D,C,B" przywódcy mogą używać po za sanktuarium, natomiast "A" tylko w sanktuarium. Pozostała literka "S" jest zakazana i najbardziej strzeżona, gdyż użycie go może zaszkodzić ludzkiemu życiu na ogromną skalę. Niestety na nasze nieszczęście skradziono Artefakt oznaczony literą "S" i to nie byle jaki, ponieważ ten Artefakt jest najgroźniejszy ze wszystkich istniejących na ziemi. To wszystko na ten temat co chciałem przekazać, dziękuję. 
  - Ario... masz coś do powiedzenia na ten temat? - zapytała mnie babcia, jednak ja milczałam. To co przed chwilą usłyszałam było kompletną bzdurą! Jak oni mogli coś takiego powiedzieć? Przecież całą nocą zaraz po tym jak wróciłam byłam w łóżku...
  - Mamo! - wykrzyczała moja matka do swojej. - To niemożliwe żeby Aria zrobiła coś takiego, przecież dopiero dzisiaj rano wróciła z misji dyplomatycznej z Konoha, prawda Aria? - w tym momencie zbaraniałam. I po co było mi kłamać o czasie mojego powrotu? Przez to stanę się naprawdę podejrzaną. - Aria...? - wyszeptała pytająco patrząc na mnie przerażonym wzrokiem, ale nie udzieliłam jej odpowiedzi patrząc na mojego ojca, który zabrał głos. 
  - Wybacz Sakura, ale Aria wróciła wczoraj do domu późnym wieczorem, kiedy wszyscy z wyjątkiem mnie spali. Sam niechętnie muszę przyznać, że zachowywała się dziwnie.
  - Itachi co ty mówisz! - skarciła go nie rozumiejąc jego słów. 
  - Cisza! Daj wypowiedzieć się Itachi'emu! - wykrzyczała podenerwowana babcia. Na pewno jej też nie było na rękę oskarżanie mnie o tak poważne wykroczenie. Wszyscy pozostali członkowie klanu w spokoju słuchali tego co każdy z nas ma do powiedzenia nie wtrącając się do rozmowy. Woleli nie ryzykować kolejnym wybuchem gniewu mojej babci, bo wtedy robiła się naprawdę nie znośna. 
  - Tak jak mówiłem... Aria wróciła wczoraj do domu i zachowywała się dość dziwnie. Zazwyczaj po powrocie z misji opowiadała co się działo, a co więcej zawiadomiła wszystkich o swoim wcześniejszym powrocie, jednak tym razem tego nie zrobiła. Wczoraj również unikała ze mną rozmowy jak by się czegoś bała, a przecież nigdy w życiu krzywdy jej nie zrobiłem. Zastanawiałam się czy tak właśnie wygląda u niej dojrzewanie, ale coś mi tu nie grało... Zachowywała się zbyt dziwnie i tajemniczo. Na domiar złego wyczuwałem od niej obcą chakre, której nigdy wcześniej nie znałem. To tak jak by ktoś obcy trzymał nad nią piecze.  
  - Co sugerujesz?
  - Uważam, że ktoś ją z ukrycia kontroluje i prawdopodobnie czai się gdzieś w pobliżu, by w razie kłopotów ją wykorzystać. - słuchając ich dialogu dziwnie się czułam, miałam wrażenie że zaraz opadnę z sił. Nim się obejrzałam obraz zaniknął, a w tle słyszałam wciąż tą samą melodię przy której odpłynęłam...


  


CDN



No i po pierwszej prologowej notce. 
Mam nadzieję, że choć trochę was ona zainteresowała i że będziecie czytać dalej moje opowiadanko.


Pozdrawiam i całuje :*